Ten dzień!


Jest godzina 13;15. Sześć lat temu o tej porze spałam snem sprawiedliwego. Skąd ta pewność? O 4:33 urodziła się Aria. Dwie minuty później na świat "poza mamusiowem" wyjrzała Rebeka. Widziałam je dosłownie przez pół minuty. A potem dostałam zastrzyk i spałam prawie 10 godzin. Ponownie znalazłyśmy się w jednym pokoju po 17.

Dzisiaj moje wspaniałe córeczki kończą sześć lat. Już od sześciu lat mam ten żywy Skarb największy, najcenniejszy skarb, jaki można sobie wymarzyć na co dzień. I, powiedzmy sobie szczerze, czasem marzę o chwili spokoju. Bo macierzyństwo potrafi dać w kość. Ba potrafi nawet całkiem mocno, i dosłownie, dokopać. Ale kiedy patrzę na te sześć lat, czuję ogromną wdzięczność i przepełniające serce miłość i radość.

Tak, potrafię sobie przypomnieć czas przed dziećmi. Nie przeczę, że było fajnie. Teraz jednak, nawet, jeśli czasami nie jest tak po ludzku fajnie (bo gorączka, idące zęby, rotawirus, kwarantanna, zwykły zły humor u dziecka, które za nic jeszcze nie radzi sobie z emocjami), to żyję w pełni. I tak, nie boję się napisać, że moje dzieci są moim największym życiowym osiągnięciem.

Sto lat, Ariuniu i Rebeczko! <3 <3 <3


Tort według projektu Arii. Drugi, zaprojektowany przez Rebekę, będzie na Wielkanoc, kiedy będziemy mieli rodzinną uroczystość.

A że "kwiecień plecień", to tym razem mieliśmy śniegowe zabawy. Ślizgawka, wojna na śnieżki itd. A jeszcze przed tygodniem wychodziliśmy z domu bez kurtek, hehe. Jako że "trochę zimy, trochę lata" to my byśmy tak urodzinowo prosili już o to lato. Zimę akurat w tym roku wykorzystaliśmy całkiem nieźle :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © Codziennik Ewy , Blogger