Shopping, churching i hobby...ing
Shopping, czyli robienie zakupów, można przełożyć również jako poszukiwanie tego, co chce się nabyć. Churching z kolei to poszukiwanie swojego miejsca w Kościele - polegające często na odwiedzaniu różnych kościołów, branie udziału w różnych konferencjach, rekolekcjach, spotkaniach wspólnotowych: w celu znalezienia tej "idealnej" przestrzeni dla siebie. Czym zatem jest wymyślony przeze mnie (czy aby na pewno?) hobbying?
Nigdy nie brakowało mi hobby. Od dziecka miałam mnóstwo całkiem różnorodnych zainteresowań. Po trzydziestce coś się jednak zmieniło. Właściwie to chyba ciąża tak na mnie "podziałała". Pojawił się bodziec do poszukiwania... czego? Nowych wrażeń, nowych umiejętności? A może spełnienia dziecięcych marzeń?
Moja babcia była krawcową. Pamiętam, że jako dziewczynka uczyłam się z nią wyszywania. Samo szycie jakoś mnie jednak nie pociągało. Na oddanie maszyny Singera zgodziłam się bez wahania. Dwa lata później płakałam nad rozlanym mlekiem. Zaczęłam szyć i szyłam namiętnie około trzy lata. Pluszaki, poduszki, pościele, zabawki, sukienki i opaski dla dzieci. A gdy nie szyłam - to o szyciu myślałam. Albo tkałam na małym krośnie. Jak to jednak w życiu bywa - wypaliłam się i teraz rzadko sięgam po igłę i nitkę, a moje dwie maszyny tylko się kurzą.
Bullet journaling był zainteresowanie naturalnym, jako że zawsze lubiłam mieć wszystko zorganizowane, dopięte na ostatni guzik, przejrzyste. Przez dwa lata miałam prawdziwego hopla na punkcie bujo (i bijo, czyli Bible journalingu). Kanały na YouTube, Facebook, sklepy z naklejkami, Etsy. Washi tapes, flamastry, wzorniki, inspiracje. Doszłam niemal do perfekcji - i to prowadząc bujo dla całej, czteroosobowej, rodziny, a nie tylko dla siebie.
Nie wypaliłam się, choć trochę uspokoiłam w tym zakresie. Natomiast teraz mój telefon pika najczęściej w celu powiadomienia mnie o nowych filmach na zasubskrybowanych kanałach ogrodniczych. Już od pierwszych dni lutego zaczynam planowanie tarasu i grządek w ogrodzie. Zaraz potem dochodzi kupowanie nasion i pierwsze wysiewy na rozsadniki. Świr! Oglądanie opisów nawożenia pomidorów po serbsku czy kompletowanie listy zakupów w internetowym sklepie ogrodniczym o trzeciej nad ranem to moja codzienność. Zdejmowanie osłon z rozsadników każdego ranka, przestawianie ciężkich kamiennych donic na słońce i chowanie ich wieczorem pod daszek, zakrywanie agrowłókniną na noc., czy w późniejszym okresie nawożenie przeróżnymi, wykonanymi samodzielnie, specyfikami. I wciąż okazuje się, że znowu brakuje kilkudziesięciu litrów ziemi...
A Wy macie jakieś hobby?
Poniżej kilka zdjęć moich upraw :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz