Powieść...
Kiedyś pisanie nie było dla mnie problemem. Miałam głowę pełną pomysłów i całkiem sporo czasu, by przelewać je "na papier". Zaczęłam już w podstawówce. Najpierw w zeszytach, potem pisałam na maszynie. Napisałam mnóstwo różnych tekstów. Kilka nawet ukończyłam.
Przełom nastąpił w 2009 roku. Zaczęło się od pomysłu na jakiejś grupie na Gronie czy Naszej Klasie. Pierwsze sto stron poszło szybko. Potem napisałam ciąg dalszy. Trzecią część, w końcu czwartą. Zaplanowałam sobie jeszcze kolejnych 13 tomów, razem miała być seria 17 tomów.
Cztery pierwsze ostatecznie połączyłam w jedną całość. Obecnie mam 644 strony w Wordzie, 872 strony rozliczeniowe.
Właśnie w tym roku postanowiłam zrobić kolejne podejście do tematu. Redakcja własnej powieści to temat rzeka. Znam tę historię. Mam ją w sercu. Kocham ją. To moje pierworodne dziecko. Znam postaci, wiem, co im się przydarzyło. Te historie są mi bardzo bliskie. Trudno jest coś wyrzucić. Coś usunąć na zawsze. Skoro to napisałam, to było ważne. Przez lata nie miałam do tego serca. Tym razem jednak podjęłam decyzję. Jeśli chcę, by ktoś się moją książką zainteresował, ona musi przekonać czytelnika, a nie mnie. Musi być czytelna dla niego, jasna, zrozumiała. Dla czytelnika, a nie tylko dla mnie. Tnę więc, dopisuję, poprawiam, uzupełniam, sprawdzam.
Przez dekadę wiele się w moim życiu zmieniło. Wiele się nauczyłam. Ale i na świecie sporo się wydarzyło. Nigdy nie przewidziałam pandemii COVID, nie przyszło mi do głowy, że mój lęk przed wojną będzie uzasadniony, że Ukraina będzie musiałam bronić się przed rosyjską agresją. Teraz muszę to wszystko uwzględnić w treści powieści.
Praca to żmudna, ale nadal uważam, że moja "Saga Wielkich Rodów" jest świetną lekturą, ma duży potencjał i może się wielu osobom spodobać. Dlatego pracuję nad nią dalej. I wierzę, że pewnego dnia zostanie wydana: nie własnym sumptem, ale przez jakieś dobre, cieszące się odpowiednią renomą, wydawnictwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz