Ospa wietrzna

Mamy ospę. Właściwie nie tyle my, ile Aria ma ospę. Rebeka, o dziwo, nie zachorowała, chociaż siedzimy w domu już od 10 dni. To jedna z tych niezrozumiałych sytuacji, kiedy w domu panuje naprawdę zaraźliwa choroba, a choruje tylko jedno z dzieci. Na dodatek bliźniaków. Nie o tym jednak chciałam dzisiaj pisać.

Trzy dni przed zachorowaniem Arii, dotarły do mnie sygnały, że w klasie pojawił się przypadek ospy (w ciągu trzech dni było ich już przynajmniej dziesięć). W tym samym czasie chorowała moja chrześniaczka: 300 kilometrów stąd. Wiedziałam zatem, że coś jest na rzeczy. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że na ospę wietrzną można dzieci zaszczepić. Chociaż mamy wszystkie dodatkowe szczepienia poza meningokokami (nawet na odkleszczowe zapalenie opon mózgowych), to tego nie robiliśmy. Dlaczego? Ponieważ nikt nam o tym nie powiedział. Tak, wiem, że mogłam sama sprawdzić, ale jednak o wszystkich pozostałych szczepieniach były informacje. Co poszło nie tak? 

Cóż, kiedy nie wiadomo, o co chodzi, na ogół chodzi o kasę. Tym razem zapewne również. Dzieci żłobkowe (i chyba przedszkolne) mogą zaszczepić się przeciwko ospie wietrznej za darmo. Dzieci starsze muszą już zapłacić. I to niemało, jest to rząd około 500 zł. Dlaczego tak jest? Świetne pytanie. Wszak do przedszkola ani, tym bardziej, żłobka żadne dziecko chodzić nie musi, a szkoła jest obowiązkowa. Natomiast z wekiem dzieci wcale nie stają się odporne na tę chorobę. To 12. roku życia jest ona popularna, a obecnie naprawdę daje się we znaki w wielu miejscach, na terenie całego kraju. 

Zapisaliśmy dzieci na szczepienie. Cóż, zawsze jest szansa, że przejdą chorobę lżej. Chociaż tysiąc złotych jest niemałym wydatkiem chyba dla każdego. Ostatecznie nie zdążyliśmy, ponieważ dzień po zapisaniu pojawiły się pierwsze krosty i gorączka.

Chciałam jeszcze napisać o jednej kwestii. O szczepieniach ogólnie. Przeraża mnie ten trend nieszczepienia dzieci. Tego unikania szczepionek, jakby były całym złem tego świata. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że niektórych dzieci szczepić nie można, ponieważ mają pewne choroby, które to uniemożliwiają. Ok, to zrozumiałe. Ale kiedy rodzice nagminnie nie szczepią swoich pociech, bo uważają, że ich dziecko to ich wybór... to już nie jest ok. Jasne, ich wybór. Ich dziecko zachoruje, oni będą mieli problemy, będą widzieli cierpienie dziecka, smutek, może spędzą z nim ileś dni w szpitalu. Oby nie skończyło się poważniej. Ale tak, ich sprawa. Z tym że takie dzieci roznoszą choroby, na które zapadły, bo nie zostały zaszczepione.. Tacy rodzice ponoszą odpowiedzialność nie tylko za swoje dzieci, ale i za pozostałe, które te dzieci zaraziły. Dzieci, które są za małe na daną szczepionkę, dzieci, których z powodów zdrowotnych zaszczepić nie można w ogóle. I to już jest karygodne. Choćby nie wiem co, nie zmienię zdania. Jestem w stanie zrozumieć lęk przed niepożądanymi odczynami poszczepiennymi. Jednak w sytuacji, gdy laik uważa na podstawie choćby i najlepszej internetowej kwerendy), że ma więcej do powiedzenia niż całe sztaby lekarzy i farmaceutów, a tym samym ryzykuje zdrowiem i życiem większej populacji, powinien zostać srogo ukarany. Choćby dla przykładu, by inni nie poszli jego śladem.

Tymczasem wracam do smarowania krost (gorączki już nie ma) i mam nadzieję, że idziemy już tylko ku lepszemu. Zarówno z naszą domową ospą, jak i z ogólnospołeczną świadomością o tym, że szczepienia ratują życie, a nie je odbierją.   

Dla ilustracji... nasze ospowe podróże. O wszystkich innych musimy na ten czas zimowych ferii, niestety, zapomnieć. 

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © Codziennik Ewy , Blogger