W oktawie wielkanocnej

Święte Triduum Paschalne za nami. Rozbrzmiały już radosne dzwony, wkroczyliśmy w okres wielkanocny. Za nami najważniejsze liturgie w roku. Mandatum. Ustanowienie Eucharystii. Ciemnica. Adoracja Krzyża. Grób Pański. Święconka. Odwiedziny Zająca. Niedzielna Msza święta. Rodzinne śniadanie. Spacery. Radość. Jezus zmartwychwstał!

Choć nie zabrakło nerwów, złego samopoczucia i tony tabletek – były to bodaj najlepsze święta wielkanocne od dekady. Prawdziwie szczęśliwe i radosne. A do tego słoneczne i naprawdę wiosenne. Jeśli zaś chodzi o wystrój domu, to zamiast kilkudziesięciu owieczek zrobionych z waty, kurczaków z wełny i zajączków z rolek po papierze toaletowym: postawiłam na żywe kwiaty w domu. Jestem zadowolona z efektu.



Zacznijmy jednak od początku (ten wpis będzie nieco dłuższy). Ostatnie dwa lata doświadczyły nas w tym okresie wielkanocnym dość mocno. 2020 rok. Triduum przed komputerem. Msze święte przed telewizorem. Smutne, trudne, często pełne lęku. 2021: Triduum „tylko dla wybranych”, trzeba się było zapisać. Pamiętam, że wstałam w niedzielę palmową o 5 rano, by już po pierwszej Mszy móc się zapisać i nie wiem, czy zostały jakieś miejsca dla tych, którzy uczestniczyli w Mszy o 8:30. Z jednej strony straszne, z drugiej pokazało, jak wielu ludziom zależy, dla jak wielu z nas to ważne. 2022 – nieco mniej ludzi niż przed pandemią. Ale i tak Kościół pękał w szwach. Znów tworzyliśmy wspólnotę przeżywającą Mękę Pańską. Dla mnie rok wyjątkowy również o tyle, że przed niespełna miesiącem przyjęłam Czarny Szkaplerz Męki Pańskiej.

W sobotę całą rodziną wybraliśmy się na Święconkę i do Grobu Pańskiego, którego zdjęcie możecie zobaczyć. Wciąż trochę abstrakcja dla sześciolatek, że w Hostii jest prawdziwy Bóg, ale już wiedzą, że monstrancja w tym grobie jest ważniejsza od, pięknej bądź o bądź, figury Jezusa.

 

„Święconka to często jedyny raz w roku, kiedy część Polaków idzie do Kościoła.” Często w tym czasie widzimy takie nagłówki na różnych portalach. Nie mnie oceniać. Idą, niech idą. Jeśli choć jeden na milion w ten sposób przybliży się do Boga, to i tak wielka chwała Panu. Malowanie jajek, dekorowanie koszyczka – to jest frajda i przyjemność. Nie oszukujmy się. Są ludzie, którzy nazywają mnie katotalibem. Ale nie odmawiam nikomu prawa do pójścia ze święconką. Niech ma, niech się cieszy. Niech poczuje radość Wielkiej Nocy. Tylko proszę, jeśli ktoś jest antykościelny, jeśli ktoś na co dzień tylko wyzywa Kościół, to niech będzie w tym konsekwentny i nie chodzi „pokropić jajek wodą”. Skręca mnie, jak czytam te wszystkie głupio-mądre tłumaczenia, że Wielkanoc to wykradzione święto słowiańskie. Serio? Bo Żydzi i Rzymianie tak bardzo szanowali Słowian, że im święto ukradli? No proszę Was! Nie ośmieszajcie się. Ja wiem, że niektóre zwyczaje są starosłowiańskie, ale nie popadajmy w paranoję, bo w czasach Jezusa o Słowianach nikt nawet nie słyszał.

Wróćmy jednak do radości. Jezus zmartwychwstał! A nasza niedziela była prawdziwie szczęśliwa. Rodzinne śniadanie, uśmiechy, miłe słowa. Wspólna, rodzinna Msza święta. Impreza urodzinowa moich Córeczek. Poniżej zdjęcie drugiego z tortów, tym razem: obiecany jednorożec.

 

W poniedziałek po Mszy i śniadaniu długi spacer. Najpierw nowy plac zabaw, a potem godzinna wędrówka nad jednym ze stawów raszyńskich. Słuchaliśmy kaczek, gęsi, dzięciołów i treli zupełnie niezidentyfikowanych przez nas ptaszków. I po raz pierwszy w życiu widzieliśmy… piżmaki. O tym, że mamy bobry widziałam (choć ich dotąd nie widziałam), ale piżmaki to była niespodzianka. W ten oto sposób Lany Poniedziałek był słoneczny i nad wodą.  Nie każdy lubi być zalany od stóp do głów. A po powrocie – na fali radości ze spotkania z piżmakami – obejrzałyśmy „Wiklinową Zatokę” (znacie?).



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © Codziennik Ewy , Blogger