Początki

Wrzesień to dla wielu nowe szanse, nowe możliwości. Początek. Niczym pierwszy dzień stycznia. I to nie tylko dla uczniów i nauczycieli, ale i dla rodziców oraz wielu innych.

Początek. Coś nowego. Jakaś nadzieja, jakieś plany, zadania do wykonania, marzenia do zrealizowania. U nas w tym roku wiele było początków. Wiele pierwszych razów. I pierwszy września także się do nich zalicza. 

Nie wiem, jak to się stało. Dopiero co turlałam się niczym beczka z brzuchem tak ogromnym, że nie widziałam swoich stóp, dopiero co słyszałam pierwszy płacz. A wczoraj poszły do szkoły.

Wielkie przeżycie. Trudne decyzje, czy posłać Dziewczynki do zerówki przedszkolnej czy szkolnej za nami. Choć właściwie oboje zawsze wiedzieliśmy, że to będzie szkoła, to jednak braliśmy pod uwagę różne opcje. I różne szkoły. I edukację domową również.

Zdecydowaliśmy ostatecznie o pójściu do szkoły poza rejonem. Choć ta rejonowa wychwalana jest pod niebiosa. A ta, do której się zapisaliśmy zdecydowanie odradzana. Niektórzy się z naszej decyzji śmiali, właściwie niewielu ją rozumiało. My natomiast wybraliśmy to, co najlepsze dla naszej rodziny, tu, teraz, na przyszłość. Braliśmy pod uwagę wiele kwestii i rejonowa wygrywała tylko w jednej kategorii. Dzisiaj, po dwóch dniach nowego roku szkolnego, wiemy już, że wybraliśmy dobrze. Po pierwsze nasza szkoła jest ok (choć ma rzeczywiście sporo mankamentów, szczególnie w czasie około-covidowym). Po drugie rejonowa okazuje się mieć coraz więcej minusów, o których nikt dotąd nie chciał słuchać, w które nikt nie chciał wierzyć.

Jaki z tego morał? Wybierać trzeba pod siebie. Pod swoje możliwości, umiejętności, potrzeby. Nie ze względu na to, co jest modne. Nie dlatego, że inni robią inaczej.

Dlaczego wybraliśmy tak? Bo jest wygodniejszy dojazd, również w perspektywie dojazdów samodzielnych, gdy dzieci podrosną. Bo jest infrastruktura wokoło (basen, biblioteka, place zabaw, centrum wsi, dom kultury, szkoły językowe), a nie tylko las i droga szybkiego ruchu. Bo są liczne zajęcia dodatkowe, a druga szkoła takich nie proponuje. Bo duża szkoła oznacza nie tylko to, że jest w niej sporo uczniów, ale i to, że jest w niej dużo miejsca dla nich. Bo zmianowość w końcu pojawia się i w niewielkich szkołach. Bo czujemy się częścią tutejszej społeczności, a w tej drugiej, rejonowej szkole, nie znamy nikogo. Bo wszystko zależy tak naprawdę od dzieci, rodziców i konkretnych nauczycieli, a nie tylko rankingów. Znamy nasze dzieci, znamy siebie. Na nauczycieli nie mamy zaś wpływu. 

Wiele było tych pierwszych razów w ostatnich miesiącach. Zmiana z życia przedszkolnego na szkolne z pewnością jest jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym. O ile nie nastąpią jakieś ważne zmiany w naszym życiu, zostabiemy w tej szkole na najblizsze 9 lat. To szmat czasu.

Dlaczego ostatecznie nie edukacja domowa? Nie wykluczam i takiej opcji, gdyby zachodziła potrzeba. Na razie jednak chcemy, by Dziewczynki chodziły do zwykłej szkoły, poznawały na co dzień życie tak, jak my poznawaliśmy. Ja też muszę skupić się nieco bardziej na pracy zawodowej, choć zostaje mi na nią jedynie jakieś 4 godziny dziennie. 

Życie to ciągle wybory. Świetlica i więcej czasu na pracę, czy jednak cofnięcie się z pracą i spędzanie większej liczby godzin z dziećmi? Ja wybrałam to drugie, ponieważ mogę sobie na to pozwolić. Okupione to jest wieloma wyrzeczeniami, nie ma co ukrywać. Zawsze jednak wiedziałam, że będę chciała spędzić z dziećmi jak najwięcej czasu. Póki mogę. Póki one jeszcze chcą ten czas ze mną spędzać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © Codziennik Ewy , Blogger